czwartek, 29 grudnia 2016

HAIR COLOUR REMOVER zmywacz farby do włosów z Rossmanna

Przyznam, że zawsze byłam zadowolona z czarnego koloru moich włosów i nigdy nie zamierzałam go zmieniać, jednak lubię eksperymenty i chciałam przetestować rzecz, która moim zdaniem już dawno powinna być w drogeriach, czyli zmywacz farby do włosów. Wcześniej znałam jedynie kilka podobnych produktów jak Uber Hair do kupienia na oficjalnej stronie w cenie 65zł.
Hair colour remover kupiłam na przecenie za 25.99zł w Rossmannie. Cena regularna to nieco ponad 30zł. Były jeszcze trzy inne wersje tego zmywacza, ale szczerze mówiąc nie mam pojęcia czym się różniły między sobą poza kolorem pudełka - na każdym było napisane to samo - usuwa farby trwałe i półtrwałe, czarne, brązowe i rude.
Włosy farbuję na czarno od ponad 7 lat zawsze tą samą farbą - Schwarzkopf Perfect Mousse 200 black w piance i zdawałam sobie sprawę, że usunięcie aż tak mocno nagromadzonego koloru będzie trudne o ile w ogóle możliwe. Dlatego bardzo zaskoczył mnie ten produkt. Oto jego efekty przed i po:
Po 7 latach spod nagromadzonej kruczej czerni ukazał się mój naturalny kolor. Nie jest on idealny, zrobiło mi się lekkie ombre z jaśniejszą górą i ciemniejszymi końcówkami co oznacza, że produkt lepiej radzi z włosami farbowanymi niedawno, choć jak na czarną farbę nagromadzoną przez kilka lat na końcówkach i tak poradził sobie nieźle i pewnie drugie opakowanie załatwiłoby sprawę. 
Sama aplikacja jest bardzo łatwa, identyczna jak przy farbie do włosów. Zapach nie jest najpiękniejszy na świecie, ale bez tragedii, mogę to porównać do zapachu środków czyszczących lub chloru na basenie. Nie zniszczył mi włosów, wręcz przeciwnie, są gładkie i miękkie.

Jestem bardzo mile zaskoczona i moja końcowa ocena to 10/10. Wpływa na nią niska cena, dostępność, łatwość użycia, znośny zapach i nieniszczenie włosów. Jeśli zastanawiasz się nad jego zakupem to myślę, że naprawdę warto.

--> zapraszam do innych moich wpisów
KM

środa, 28 grudnia 2016

Koniec roku

Mogę śmiało powiedzieć, że rok 2016 był dla mnie całkiem udany. Postawiłam sobie jeden, prosty cel, który dawno osiągnęłam, a polegał na zarobieniu jakichkolwiek pieniędzy na czymś co lubię i co będzie moim własnym pomysłem. Zapędziłam się, bo znalazłam aż takie dwa i szybko zrealizowałam. Dało mi to naprawdę duży zastrzyk poczucia przedsiębiorczości.
Nade wszystko cenie sobie samodoskonalenie i czerpanie wiedzy, więc ciesze się, że w 2016 poznałam bardzo dużo interesujących ludzi, którzy w mniejszym lub większym stopniu ukształtowali mnie, a konkretnie kilka z moich poglądów. Uważam też, że w wielu kwestiach zmieniłam swoje podejście na lepsze. Stałam się dużo bardziej śmiała i nabrałam charyzmy, której zawsze mi brakowało.
Może i zdarzyło się kilka porażek, ale myślę, że wyjdą one jeszcze na dobre. Czasami mamy w głowie jakiś "superplan" i ten świat, w którym wszystko idzie zgodnie z nim, wszystko tak jak chcemy, może to wcale nie jest ten najlepszy scenariusz.
Gdybym nie zdała jednego semestru studiów, a za tym idzie brak możliwości pójścia dalej na studia magisterskie to nigdy nie dowiedziałabym się o opcji wyboru innych, lepszych moim zdaniem, studiów w języku angielskim rozpoczynających się zaraz po planowym ukończeniu oblanego semestru, a wierzę, że to właśnie one będą dla mnie odpowiednie i otworzą mi więcej możliwości. Takich "porażek" które wyszły mi na dobre miałam wiele, dlatego przestałam się obawiać, że coś mi nie wyjdzie. W 2016 bardzo udoskonaliłam swój sposób myślenia.
Jeśli chodzi o 2017 to moim celem jest, oczywiście, dalsze doskonalenie, kształcenie, otrzymanie tytułu inżyniera, ale również coś trudniejszego - całkowite usamodzielnienie się i wyprowadzka. Mam nadzieję, że mi się uda i za rok będę z siebie jeszcze bardziej zadowolona niż dziś.
KM







wtorek, 27 grudnia 2016

Pracoholizm

Jestem chyba ostatnią osobą na świecie, która cieszy się z końca przerwy świątecznej. Nie potrafię usiedzieć i wypoczywać. Życie w biegu i pędzie miasta jak najbardziej mi odpowiada.
KM

Zawiść

Jak to jest, że niektórym przychodzi wszystko od tak? Wydaje się, że pieniądze spadają im z nieba. Dlaczego on ma, a ja nie?
Słuchaj, moim zdaniem, zamiast pytać "Czemu ja tego nie mam?" zadaj pytanie "Co zrobić, aby to mieć?".

"No fajnie, fajnie, ale skąd brać pieniądze na to wszystko?" - wcale nie jest to takie głupie pytanie. Zadaj je komuś kto już je ma, naśladuj lepszych, czerp od nich pomysły, a nie odwracaj się lub co gorsza, czuj jakąkolwiek zawiść - tym do niczego nie dojdziesz. Odsyłam do wpisu o nieudacznikach...
"Nie patrz na innych tylko na siebie" - uwielbiam się chyba nie zgadzać z takimi powszechnymi stwierdzeniami. Warto patrzeć na innych, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że warto im zazdrościć, bo jeśli robisz to w rozsądny sposób, to zazdrość będzie Cie popychać do działania i osiągnięć.

Każdy ma dokładnie tyle na ile zapracował, ale musisz pracować efektywnie, a nie ciężko. Uwierz, że na świecie nie ma cudów. Za każdą rzeczą lub osiągnięciem, którego zazdrościsz innym kryje się sposób w jaki je zdobyli.

I jeszcze jedno. Pewnie wielokrotnie słyszałeś "inni mają gorzej". Okej, ale inni mają również lepiej! A Ty chcesz być lepszy? Prawda?
KM






Best friends


Gdy bardziej mnie natchnie to machnę jakiś post o przyjaźni. Póki co wrzucam moje "dzieło".
KM

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Jak bez wysiłku chudnąć?


                Postanowiłam podzielić się moimi doświadczeniami i obserwacjami dotyczącymi żywienia, diet oraz innych czynników, które wpływają na naszą wagę. Będę pisać wyłącznie o utracie wagi, ponieważ zakładam, że jest to bardziej powszechny problem, aniżeli chęć jej wzrostu. Należy jednak pamiętać, że bycie grubym i chudym to dwie skrajności, negatywnie wpływające na nasze zdrowie. Często zapominamy o różnicy pomiędzy byciem chudym a SZCZUPŁYM – więc jedynie o niej przypominam.
                Z moich własnych doświadczeń i obserwacji wynika, że można łatwo zacząć chudnąć jeśli wyeliminujemy z naszej diety kilka powszechnych produktów. Efekt oczywiście będzie tym większy im więcej produktów usuniemy z poniższej listy:
  • ·         Wszystkie napoje poza wodą. Ewentualnie pozostać może niesłodzona kawa, herbata oraz świeżo wyciśnięte soki. Zauważyłam, że wiele osób gasi swoje pragnienie różnymi kolorowymi napojami. Moim zdaniem jest to bezsensowne dostarczanie dodatkowego cukru, a co gorsze nie gasi pragnienia tak dobrze jak woda, więc potrzebujemy ich o wiele więcej. Tak czy siak – pij tylko wodę.
  • ·         Ziemniaki - jeśli nie wyobrażasz sobie obiadu bez nich to bardzo mi przykro, jednak wyeliminowanie ich ze swojej diety da pioronujące efekty, szczególnie jeśli jesz je codziennie. Warto się ich pozbyć.
  • ·         Pieczywo – białe w szczególności. Ja osobiście jem tylko pumpernikiel, choć bardzo rzadko.
  • ·         Masło – to jest dla mnie najbardziej bezużyteczny produkt. Jedz kanapki po prostu bez niego – moim zdaniem różnicy nie ma, szczególnie po dłuższym czasie od jego odstawienia.
  • ·         Biały ryż i makaron – bezsensowne puste kalorie, zdecyduj się na pełnoziarniste wersje
  • ·         Czerwone mięso – ale tutaj wielka uwaga dla anemików jak ja oraz innych osób – jest to bogate źródło żelaza i przy jego odstawieniu należy się koniecznie zaopatrzyć w inne jak szpinak, mięczaki, tofu, soja). Ja wspomagam się dodatkowo żelazem w tabletkach oraz witaminą C, która je lepiej przyswaja.
  • ·         Olej – kup sobie patelnie, która go nie wymaga
I na koniec kilka oczywistości których komentować nie muszę:
  • ·         Słodycze
  • ·         Fast-food
  • ·         Garmaż, wszelkie gotowe posiłki ze sklepu, do zalania/odgrzania, sosy w słoikach/proszku
Zdaję sobie sprawę, że eliminacja wszystkich powyższych produktów jest przykra, ale warto na początek usunąć z dwa np. ziemniaki i masło – już to sprawi, że zauważymy efekty. Moim zdaniem największy efekt daje usunięcie wszystkich napoi poza wodą, choć dla niektórych może to być dużo trudniejsze.
Moją ostatnią radą są ćwiczenia – jednak nie rzucajmy się na nie wszystkie od razu (tak jak ja). Mi osobiście przyniosły odwrotny efekt do zamierzonego tzn. wzrost wagi przez wzrost tkanki mięśniowej oraz jeszcze mniej płaski brzuch. Ucz się na moich błędach i wybierz sobie takie mniej intensywne, skupione na cardio.
Powodzenia.

KM


czwartek, 22 grudnia 2016

Moje ulubione piwo

Bardzo ciężko mi dogodzić w kwestii alkoholu, a szczególnie piwa. Niezbyt przepadam za typową, męską wersją tego trunku, a z drugiej strony nie lubię sztucznego, chemicznego smaku większości piw słodkich z dodatkami. Oczywiście istnieją wyjątki jak Gingers, który bardzo przypada mi do gustu, jednak moim absolutnym faworytem i fenomenem, który odkryłam niedawno jest piwo Bestbir o smaku pieczonego jabłka (kto jeszcze próbował?). Deklasuje zdecydowanie wszystkie pozostałe piwa smakowe ze sklepów.
Istnieje jeszcze kilka wariantów smakowych jak kokos, malina-pigwa, imbir-miód, inne i ciężko było mi wybrać to najlepsze, ponieważ wszystkie są naprawdę bardzo dobre.
Jedyną wadą jest bardzo ciężka dostępność, szczególnie tego smaku, można je dostać tylko w punktach z szerokim wachlarzem piw regionalnych, choć nie zawsze i rzadko w barach.
Niestety pisząc tutaj nie mogę odzwierciedlić jego smaku, ale liczę na uwierzenie na słowo i gorąco polecam zakup. Mimo, że piwo jest raczej dedykowane kobietom, Panom o łagodnym temperamencie też zasmakuje.

Nieudacznicy


                Niestety spotykam ich bardzo wielu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że nieudacznicy starają się wpływać na życie innych. Jako osoby, którym nic nie wychodzi, czując frustrację, starają się sprowadzać innych na swój poziom, zamiast na odwrót – starać się dorównać innym, lepszym od siebie i zasięgać rad od nich.  Unikanie takich ludzi jest konieczne.
                Bardzo łatwo i nieświadomie, mając nieważne jak silny charakter, można ulec takim ludziom. Mi samej bardzo często się zdarza, zachowywać jak oni, jeśli jestem w ich towarzystwie zbyt długo. Łapię się wtedy na marudzeniu, zazdrości i zawiści. Na szczęście szybko umiem się opamiętać i rozpoznać negatywne zachowanie.
                Zazdrość – główna cecha bycia nieudacznikiem. I chodzi mi tu o bardzo negatywną formę zazdrości, podczas której nieudacznik ma wręcz pretensje do innych, lepszych, dlaczego śmią tacy być i stara się sprowadzić ich na „ziemię” – swój poziom. Słuchaj, każdy jest zazdrosny, ale to nie oznacza, że jesteś już nieudacznikiem. Spokojnie :).  Odsyłam do wcześniejszego postu o „pozytywnej” chciwości i moim zdaniem ten sam termin można zastosować przy zazdrości. Warto ją wykorzystać w pozytywny sposób. Ja osobiście jestem osobą bardzo zazdrosną i chciwą – nie oszukuję się, bo po co. Jednak wykorzystuję te cechy w konstruktywny sposób. To one pchają mnie do działania, sprawiają że osiągam cel. Moja zazdrość i chciwość nie kończy się na bezsensownym zaprzątaniu głowy i frustracji, a co gorsza szkodzeniu innym (jak w przypadku nieudaczników), lecz na dążeniu do uzyskania rzeczy o które zazdrosna jestem własną pracą.
                Warto otaczać się ludźmi lepszymi od siebie. Zaakceptujmy swoją niższość i uczmy się od nich. Nieudacznik nigdy tego nie zrobi. On stoi w miejscu w swojej beznadziejnej rzeczywistości.

KM.

środa, 21 grudnia 2016

Pozytywna chciwość


                Ten termin nasunął mi się niedawno. Uważam, że istnieją pozytywne strony chciwości oraz nie jest ona w sobie wcale taka zła. Dlaczego coś co samoistnie nasuwa mi się do głowy ma być złe? W jaki sposób mam się wyzbyć zwykłej, ludzkiej cechy i po co?
                Od urodzenia jesteśmy uczeni co jest dobre a co złe. Jak należy postępować w każdej sytuacji. Nie oszukujmy się, nie zaprzeczajmy samym sobie, błagam…
                To że mamy ochotę, na przykład, mieć natychmiast coś horrendalnie drogiego to, moim zdaniem, absolutnie nic złego. W moim przypadku to wręcz bardzo motywujące i sprawiające, że zaczynam działać w kierunku uzyskania tejże rzeczy. Dlaczego takie postępowanie miałoby być złe?
                Można oczywiście zadowalać się mniej luksusowymi rzeczami. W kółko powtarzać, że nic więcej do życia nie jest potrzebne. Można argumentować, że inni wyrzucają pieniądze w błoto. Że nigdy nie kupiliby butów za 1000zł skoro mogą za 100zł. Słuchaj, ja uważam akurat inaczej. I nie zamierzam argumentować mojego przykładu wyżej oczywistościami jak to, że gdyby ktoś miał wybór między rzeczą luksusową a zwykłą wybrałby oczywiście pierwszą opcję. To nie moja sprawa. Uważam, że nie warto kierować się opinią innych, ani oszukiwać samych siebie. Jeśli coś chcesz to to zrealizuj. Niech to będzie na początek najdroższa kawa ze Starbucksa, mimo że za nią nie przepadasz i sukienka z Zary którą założysz tylko raz na Sylwestra. Jeśli masz na to ochotę – zrób to, spełnij, realizuj, a następnie obierz kolejny cel.
                Czemu mamy odmawiać sobie przyjemności?
KM.

Dzienna rada #1

Gdy Ci smutno to wymuś uśmiech. Nawet nieszczery. To sprawi, że poczujesz się lepiej. Działa prawda?
KM

Czy warto iść na studia?


                Powiem Ci jak jest bez zbędnego opisywania wszystkich pozytywów i negatywów. Nie ma na to prostej odpowiedzi, ponieważ wszystko zależy od nas samych.
                Ja osobiście jestem osobą bardzo niezdecydowaną. Koniec liceum ogólnokształcącego nie był dla mnie odpowiednią porą na podejmowanie tak ważnych decyzji. Jako uzdolniona matematycznie i fizycznie, uważałam, że najrozsądniej będzie to wykorzystać w formie pójdzia na studia techniczne. Kierowały mną też względy ekonomiczne, czyli: „pójście na jak najbardziej opłacalny pod względem finansowym kierunek” nie do końca odpowiadający moim upodobaniom, o których opowiem w innym wpisie, oraz wzgląd na to na co jest popyt i co społeczeństwu będzie zawsze potrzebne. Potraktowałam to w bardzo prosty sposób: Ludzie zawsze będą jeść = zawsze będą potrzebni producenci żywności. Zawsze będą się przemieszczać = zawsze będzie potrzebny transport. Zawsze będą chorować = zawsze będą potrzebni lekarze. Proste. Tak właśnie myślałam w liceum.
                Co Ci dadzą studia? Ich ukończenie, czyli dyplom studiów wyższych to Twój kapitał. Poświęciłeś na niego kilka lat nauki. Kierując się względami finansowymi, być może obliczyłeś, że w przeciągu X lat wkład w ten kapitał, który odpowiednio wykorzystasz, się zwróci i bardzo Ci się opłaci, bardziej niż inny – w takim wypadku – warto iść na studia.
                Kapitał w formie studiów, kursów, samokształcenia można łatwo przyrównać do sytuacji w której chcemy złowić rybę na małej, bezludnej wyspie. Możemy stwierdzić, że nie chcemy poświęcać czasu na robienie wędki a następnie łowienia – zadowolimy się owocami lub innym pożywieniem. Możemy również poświęcić czas, nasze siły i jako uzdolnieni manualnie zrobimy wędkę. Wykorzystamy ją do łowienia ryb codziennie.  Możemy być w sytuacji gdy nie do końca rozgarnięci zamiast wędki zrobimy łuk. Poświęcimy tyle samo czasu jak na zrobienie wędki, jednak okaże się szybko, że nie można go nigdzie wykorzystać – nie ma na wyspie zwierząt które nim upolujemy.
                Jedna ważna rzecz którą pragnę podkreślić, to to, że studia to tylko jedna z wielu form kapitału. To jest opcja. Nie jest ona lepsza lub gorsza od innych. Każdą z form możemy wykorzystać.

                Nie powinieneś zadawać pytania „Czy warto iść na studia” lecz ,,Czy pójście na studia jest odpowiednią formą doskonalenia dla mnie i będę umiał ją wykorzystać”.
KM.